Poczytałem poniższy i na wspominki się zeszło. Na przełomie lat 80 i 90 pracowałem w branży odzieżowej w tzw. firmie polonijnej. Właściciel bystry gość potrafił korzystać z okazji i rozwijał swój biznes wielotorowo i z głową.
Jednak wśród trójmiejskiej "śmietanki", historie prywatnych firm które pączkowały w trakcie przełomu 1989 układały się różnie.
Najbardziej spektakularna klapa zdarzyła się producentowi pieców gazowych, co to mierzył za wysoko, ba próbował sięgnąć nieba!
Ów Pan, któremu od nadmiaru gotówki zaczęło odbijać, miast inwestować w rozwój tego na czym się zna, czyli produkcji kotłów gazowych, sięgnął po linie lotnicze i bank!!!
Tak, tak, rzemieślnik z Gdyni któremu dobrze szło klepanie pieców, zamarzył sobie karierę biznesów o których zupełnie nie miał pojęcia! Aberracja od nadmiaru forsy, stwarzała komiczne sytuacje, np. siedziba główna Firmy, była strzeżona przez armię ochroniarzy w liczbie i nastroszeniu większym niż ochrona Prezydenta USA.
Facet skończył marnie, obecnie można go spotkać w Gdyni, gdzie błąka się bez celu, zupełnie nie rozpoznawany.
Przypadki prowadzenia biznesów stworzonych przez ojców, teściów, czy mężów dość dobrze prosperujących, ale wielkością odpowiadającym rynkowi regionalnemu i bez aspiracji ponad miarę w pewnym momencie owocowały poboczną aktywnością żądnych sukcesu kobiet.
Ambitne nad wyraz Panie, małżonki, synowe, czy córki ponadprzeciętnych rzemieślników próbowały w owych pionierskich czasach, korzystając z fortunki swych facetów zaistnieć w biznesie.
Ponieważ większość owych, najlepsza była w branży około modowej, zalew firemek butikowych zaczął w pewnym momencie przytłaczać dosyć przaśny rynek trójmiejski.
Najczęstszym modus operandi owych Pań był mało wyszukany model biznesowy, czyli tanio kupić fatałaszek na berlińskiej czy londyńskiej wyprzedaży, a potem drogo go opylić w swym „eleganckim” butiku na Świętojańskiej w Gdyni.
Podobnym, ale bardziej wyrafinowany przypadkiem jest opisana poniżej Pani.
Jej pomysłem było oparcie się na dobrze prosperującym biznesie kaletniczo - rymarskim teścia i przenicowanie go w markę wyrobów skórzanych. Pomysł wielce ambitny i ciekawszy od butikowych poczynań koleżanek.
Niestety zawirowania lat 90 w połączeni z megalomanią inwestowania w ogólnokrajową sieć markowych sklepów zakończyła się totalną klapą.
No cóż Pani Bożena nie pierwsza i nie ostatnia, ale ambitnie naprawdę było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentować każdy może, nigdy tego nie wymaże!