W PRLu pachnidła były luksusem. Mój pierwszy zachodni był od Yardley'a, dostałem w prezencie.
W miarę tani był Aspen, używałem czas jakiś, Davidoff Cool Water poza tym Hattrick.
Z krajowych najlepiej wspominam Brutala, świetna była woda kwiatowa Tabacora w dużej wielokątnej butelce.
Wars niekoniecznie, Prastara, ładna butelka i tylko tyle, pozostałe marne marniutkie, szczytem szmiry, Przemysławka, a z damskich Być może.
W stanie wojennym nastał czas zapachów z firm polonijnych, w Sopocie pod filarami na Niepodległości był sklep, chyba Interfragrance'a. Tandeta szalona, zapachy nietrwałe pomarańczowe, jednak największym przebojem wytwórni był szampon Zielone Jabłuszko, do dziś czuję jego zapach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentować każdy może, nigdy tego nie wymaże!