Kolejny artykuł promujący elektromobilność, ale diabeł tkwi w szczegółach i nawet z owej laurki można wyczytać, że słodko nie jest.
Wszystkie autka w podróży do Toskanii, to samochody z górnej półki. Autor zachwyca się pokładowymi systemami wskazującymi optymalne trasy do ładowarek, ale to przecież skomplikowana zabawa i kierowcę uzależnia od samochodu!!!
Elektropodróżnik nie może jechać dowolną trasą, ale zmuszony jest do slalomu w poszukiwaniu wolnych chwilowo, szybkich ładowarek!
Do tego lekkie stwierdzenie, kierowca bardziej potrzebował przerwy niż auto ładowania!
Hm, nie do końca, bo Autor nie zestawia fabrycznie deklarowanego zasięgu z rzeczywistym, a długości ładowania zbywa, "naturalną" potrzebą przerwy na posiłek i kawę, żałosne. Wszak owe 20 minut na doładowanie, to kolejne uzależnienie kierowcy od auta!
PS. Z tym VW, to istny cyrk, zwijają się w Chinach, bo tam sprzedawali najwięcej aut, a Chinole przesiadają się na rodzime elektryki.
Hm, w Europie VW ma inny problem, bo ich elektrowyroby nie schodzą tak jak zakładali.
Z owymi elektrocudami, to dziwna sprawa. W mocno zacofanym technologicznie, dużym kraju, elektryki sprzedają się dobrze, w Europie kupują je bogate lemingi i naiwne oszołomy, a w rozsądnej Ameryce, najstarszym rynku samochodowym świata, boomu na elektromobilność jak nie było tak nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentować każdy może, nigdy tego nie wymaże!