Obserwatorów sceny politycznej w Polsce zastanawiało długie milczenie Tuska, zwieńczone wieczornym wystąpieniem telewizyjnym, w którym pogratulował wyborcom Zwycięzcy, ale nie samemu Karolowi.
Typ jaki jest każdy widzi.
Nie o tym jednak, a o istocie jego całodniowej nieobecności.
Powiadają, że zaraz po ogłoszeniu latepollów, zaplecze intelektualne rządu, czyli doradcy z kieszeni Sorosa oraz "eksperci" z okolic Gazety Wyborczej oraz cała zgraja usłużnych im prawników zaczęła rozważać zastosowanie "wariantu rumuńskiego", czyli unieważnienie wyborów.
I cóż się działo, podobno jeszcze w nocy Tusk mocno błagał o pozwolenie na takie rozwiązanie, ale otrzymał stanowczą odmowę z Berlina.
Nie bez kozery von der Leyen, była pierwszą która pogratulowała Zwycięzcy, czyli dała mocny sygnał Tuskowi, stop z kombinowaniem.
Rodzi się pytanie, dlaczego Niemcy tak łaskawi dla naszego Kraju, skoro wcześniej zezwolili na tuskoidom na szaleńcze demolowanie Polski pałą bezprawia?
Odpowiedź jest prosta, poprzednim razem Ameryka nie protestowała, bo "rządził" tam niejaki Biden, obecnie z Waszyngtonu do Niemiec poszedł mocny sygnał, że taki numer drugi raz nie przejdzie.
Dywagacje nie do udowodnienia, fantazje opowiadane na mieście, no cóż pogadać sobie można, a ile w tym prawdy, to już osobista sprawa każdego czytającego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentować każdy może, nigdy tego nie wymaże!